Opublikowany przez: Kasia P. 2018-06-22 11:05:09
Autor zdjęcia/źródło: Karolina Ponzo blog
Słońce, błękitne niebo, piasek pod stopami, lekkie podmuchy ciepłego wiatru… Czasami wydaje się nam – rodzicom, że czasy kiedy kupujemy bilet w jedną stronę i spontanicznie gdzieś wyjeżdżamy, dawno już minęły. Minęły, bo w naszym świecie pojawiło się dziecko. Podróżniczka i blogerka Karolina Ponzo udowadnia swoimi niesamowitymi podróżami, że jako rodzice nie musimy z niczego rezygnować. Oznacza to także, że jeśli tylko mamy dobre podejście, to dziecko może czerpać garściami z naszych pasji i spełnianych marzeń.
Z trudem. To jest momentami dla mnie bardzo skomplikowane zarówno logistycznie, jak i finansowo, a także fizycznie. Jest to męczące i nie będę opowiadać, że jest inaczej. Szczególnie, że moja Mila jest egzemplarzem, który wymaga bardzo dużo uwagi, który jest bardzo żywy, temperamentny.
Jednak mimo wszystko nie oddałabym tych podróży z córką za nic. Trzeba mieć świadomość, że rzeczywiście podróże z dzieckiem wyglądają inaczej niż w samotności, ale kiedy ma się dziecko, to staje się przed pytaniem: Czy podróżuję z dzieckiem, czy nie podróżuję wcale? Kocham podróże, wiec nie mogę z nich zrezygnować.
Mam nieco egoistyczne pobudki i wcale tego nie ukrywam. To jest moja chęć podróży, moja chęć poznawania świata. Natomiast zabieram dziecko ze sobą, ponieważ uważam, że to jest najlepszy prezent, jaki mogę mu dać. Chcę, żeby moja córka wiedziała, jaki ten świat jest wspaniały, że się niesamowicie zmienia, ale też pokazać jej, że jej mama nadal ma swoje własne pasje i zainteresowania, i nie rezygnuje z niczego z jej powodu. Owszem, córka jest moim priorytetem, ale świat zdecydowanie nie kręci się tylko wokół niej. Nie chcę, żeby moja córka czuła kiedykolwiek, że jestem w życiu sfrustrowana, bo czegoś nie zrobiłam. Nie chcę żeby myślała jak będzie już dorosła, że jeśli ma dziecko, to oznacza koniec życia.
Oczywiście nie ma nic złego w tym, że ktoś się stopniowo zmienia w matkę, bo na pewno w moim myśleniu zaszły olbrzymie zmiany. Tylko że ja nigdy nie patrzyłam na świat z perspektywy wyłącznie bycia mamą czy córką, czy siostrą, czy kimkolwiek innym. Mimo wszystko nadal szukam tych rzeczy, które mi sprawiają przyjemność, które są jednocześnie moją pasją, które mnie fascynują.
Na pewno większą otwartość na świat, otwartość na ludzi, większą ciekawość świata. Także taką umiejętność zwykłych, spontanicznych zachowań oraz brak takiego przesadnego wstydu. Ten brak gryzienia się na siłę w język czy wstyd, żeby się z kimś przywitać. Traktuję odkrywany przed córką świat, jak najpiękniejsze naturalne muzeum, np. moje dziecko widzi słonie, żyrafy i małpy w swoim naturalnym środowisku. Uważam, że jest to pięćset razy lepsze niż dwieście wizyt w zoo.
To jest po prostu najzwyczajniej w świecie edukacja dla mojego dziecka. Dziecko widzi całą naturę nie tylko w książkach, ale i dotyka ją, poznaje. Myślę, że to są niesamowite przeżycia dla każdego, nie tylko dla dzieci i mam nadzieję, że ta chęć do nauki, do poznawania świata w niej zostanie. Mam nadzieję, że dzięki podróżom będzie wiedziała, że wiedza przekłada się na faktyczne życie, że nie jest to tylko sucha nauka z podręczników, że to ją zafascynuje.
Chciałabym, żeby moja córka była szczęśliwą osobą, która ma dużo szacunku do innych ludzi, do zwierząt, do natury. To jednak, jaki ona będzie miała zawód, czy będzie podróżować z plecakiem, czy wybierać się na wczasy all inclusive, czy wcale nie będzie podróżować… Nie ma to większego znaczenia.
Tak! Na pewno tolerancję. To dawanie ludziom przestrzeni, żeby mogli wreszcie być sobą. To także nauka samoakceptacji, takie poczucie, że można, że ma się tę siłę przebicia czy tę determinację. Zwłaszcza te niskobudżetowe podróże wymagają przecież olbrzymiej determinacji, bardzo dużo pracy, wiedzy, przygotowania.
Na pewno wyprawę na dwa miesiące do Azji. Poleciałyśmy same. Mila miała wtedy czternaście miesięcy. Zwiedziłyśmy Indonezję, Malezję, Chiny, Tajlandię. To był naprawdę niesamowity czas! Widziałyśmy rafy koralowe, byłyśmy w sanktuarium słoni, widziałyśmy biegające małpy, widziałyśmy wschody słońca na Ko Phayam. Dzięki temu, że podróżowałyśmy tylko we dwie, to te wszystkie przeżycia były jeszcze intensywniejsze. Byłyśmy na sobie mocno skupione. Chociaż w pewnych momentach bywało ciężko, to jednak na pewno bardzo nas to do siebie zbliżyło.
Oj, wiele ich było! (śmiech) Głównie chodziło o moje zmęczenie fizyczne, ponieważ podróżując byłam jedynym opiekunem rocznego dziecka, biegającego, ale jeszcze niekoniecznie wiedzącego w jakim kierunku. Równocześnie też prowadziłam bloga. Spoczywały na mnie zadania, z których musiałam się wywiązać, dlatego pojawiały się momenty lekkiego załamania wywołanego czysto fizycznym zmęczeniem. Niedostatek snu, ciągłe dźwiganie dziecka i wózka dawały mi się we znaki. Natomiast bilans jest taki, że i tak to wszystko było tego warte.
Teraz jak widać moja córka ogląda Muminki zajadając awokado. Nie ma z tym większego problemu. Jest dzieckiem bardzo otwartym na świat, na ludzi, na smaki, na przygody. Wczoraj przyjechała do nas moja znajoma. Mila zobaczyła ją po raz pierwszy w życiu, a powitała ją tuleniem, podaniem ręki, powiedziała „cześć ciocia”. Nie wiem do końca czy to przez podróże, czy dlatego, że my jako rodzice tacy jesteśmy. Jestem jednak przekonana, że także podróże mają na nią taki wpływ. Jest bardzo ciekawa i niestety jest też dzieckiem, które prawie w ogóle niczego się nie boi. To jest dla mnie jest czasem problematyczne (śmiech). Chciałabym jednak, żeby się trochę czasem pobała, ale Mila wszędzie wlezie, wszystkiego chce dotknąć, wszystkiego posmakować i to nie zawsze jest dobre. Jednocześnie to są cechy, które chciałabym, żeby zatrzymała na przyszłość. Teraz jakoś to przetrwam (śmiech).
Na pewno chciałybyśmy zrobić Cape Camino (Kongo – red.) rowerami. Chciałabym się także skupić na Polsce. Chociaż odwiedziłam sporo polskich miast, to nigdy nie byłam na Mazurach ani w Bieszczadach i chciałabym to nadrobić, poznać trochę lepiej kraj, w którym żyję, pobyć tak bliżej natury, a nie tylko zwiedzać miasta. Na jesień lub zimę marzę, żeby pojechać gdzieś na dłużej, na jakieś 2-3 miesiące. Być może pojadę sama z Milą. Nie jestem do końca przekonana, jaki to będzie kierunek. Na razie szukam inspiracji.
Dziecko będzie płakać niezależnie od tego, czy będzie w domu, czy w podróży. Wszędzie może mieć dni lepsze i gorsze. Będzie nam czasem trudno sprostać roli rodzica, gdzie byśmy nie byli, ale to absolutnie nie są powody do tego, żeby się obawiać. To podróżowanie nie różni się niczym od bycia w domu. No, może tylko tym, że są przed nami ładniejsze widoki i mamy więcej ciekawych rzeczy do robienia.
To jest dobre pytanie (śmiech). Nie ma pojęcia, ale wydaje mi się, że jest to kwestia determinacji. Bardzo lubię podróżować i to jest coś, czego ja chcę, czego potrzebuję w życiu. Mając świadomość tego, jak piękny jest ten świat nie wyobrażam sobie, że miałabym mojej córce go nie pokazać
Za wywiad dziękujemy
Karolinie Ponzo – blogerka i podróżniczka oraz spełniona mama. Odwiedziła już ponad 40 krajów na trzech kontynentach. Wiele z nich odwiedzała kilkukrotnie. Mieszkała w Polsce, Hiszpanii oraz Anglii, a obecnie toczy się jej życie w małym miasteczku na południu Francji. Swoje wrażenia z podróży opisuje na blogu: <<karolinaponzo.com>>.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.